Modyfikacja diety
Dzisiaj przepisu nie będzie. Będzie za to trochę bardziej prywatnie. Osoby, które znają nas osobiście wiedzą, że dbamy o to aby odżywiać się racjonalnie i zdrowo. W pewnym sensie mamy małego bzika na wybieraniu produktów bez E. Jednak po dokładnym przeanalizowaniu naszego codziennego menu doszłam do wniosku, że jemy zdrowo ale nie tak do końca. Jest kilka rzeczy, które należałoby poprawić, zwłaszcza teraz przed sezonem jesienno - zimowym.
Niby uważamy na to co kupujemy oraz jemy. W sklepach z uwagą czytamy etykiety, staramy się kupować tylko te produkty, które nie zawierają tzw "chemii" lub mają dodaną jak najmniejszą ilość konserwantów (najlepiej naturalnych). Nie kupuje gotowych dań w proszku. Zupy i sosy przygotowuje sama. Likwiduje używanie kostek rosołowych, warzywnych, mięsnych w gotowanych daniach - zastępuje je naturalną wegetą. Nie kupuje gotowych frytek, hamburgerów czy pizzy - przygotowuje takie jedzenie sama w domu od wielkiego dzwonu.
Warzywa i owoce jeśli tylko mamy taką możliwość kupujemy bezpośrednio u rolników, resztę dokupujemy w sklepach. Chleb pieczemy sami.
Niby zdrowo, a jednak nie tak do końca. Nasza dieta jest mało urozmaicona (codziennie coś innego, ale dania powtarzają się tygodniowo). Najczęściej w pośpiechu przygotowuje te same posiłki, wykorzystując te same składniki. Zdrowo ale nudno.
Lista przewinień jest długa.
Posiadamy maszynę do pieczenia chleba, to jednak L. opanował pieczenie tylko 1 rodzaju chleba z mąki pszennej z dodatkiem mąki żytniej i otrębów. Chleb jest wypiekany w krótkim programie, więc często jest on ciężki, jakby zakalec. L. to nie przeszkadza i z uporem osła piecze dalej a następnie sam konsumuje. Ja oraz G. nie jesteśmy w stanie tego jeść. Dlatego pod nieobecność L. postanowiłam wypróbować swoich sił w pieczeniu chleba i znaleźć przepis na smaczny bochenek chleba np. pełnoziarnisty, orkiszowy, gryczany czy kukurydziany.
Wypiek chleba to numer jeden do delikatnego retuszu.
Punkt drugi to mięso. Niestety spożywamy go za dużo. Wędlina na kanapkach, wywar z mięsa do zupy, mięso jako dodatek do drugiego dania, parówki na sobotnie śniadanie.
Musimy ograniczyć mięso na rzecz ryb, których spożywamy zdecydowanie za mało. Plan znaleźć przepisy na świetnie przyrządzone ryby oraz rybne dodatki na kanapki.
Na tym niestety nie koniec. Uwielbiamy kuchnie tajską związku z czym spożywamy znaczną ilość białego ryżu, który wypadałoby zastąpić brązowym. Czy jednak sprawdzi się on w kuchni tajskiej - zobaczymy w przyszłości.
Podobnie powinniśmy postąpić z makaronami. Są one obecne na naszym stole dość często szczególnie, że G. uwielbia spaghetti. Mam dwa wyjścia z tej sytuacji: zamieniam makarony na pełnoziarniste, albo pilnuje czasu gotowania aby nie rozgotować.
Naszą piętą Achillesa są kasze. Spożywamy ich zdecydowanie za mało - raz na 2 tygodnie to totalna tragedia. Powód jest tylko jeden. Osobiście nie przepadam za kaszą, nie posiadam łatwych, szybkich i smacznych przepisów. Muszę jednak zmienić swoje podejście do kaszy gdyż chciałabym nauczyć nasze maluchy jeść kaszę. Najwyższa pora wprowadzić różnego rodzaju kasze do codziennego menu.
Ostatni punkt: słodycze. Mamy ich zdecydowanie za dużo w domu, co ułatwia sięganie po nie w każdej chwili. Słodycze w naszym domu nie są zakazane, jemy je według uznania, jednak wg pewnych reguł np. najpierw obiad potem deser. Dodatkowo prawie co weekend piekę ciasto. Nie lubię kupować gotowych ciastek czy ciast i zdecydowanie wolę upiec je sama.
Pora wrócić do starego zwyczaju: półmiska z owocami. Wcześniej przygotowywałam po obiedzie półmisek z najróżniejszymi owocami i warzywami, najczęściej sezonowymi (wtedy najtaniej). Taki półmisek był naszą kolacją.
Pisząc ten post nie kieruje się żadną dietą, są to jedynie prywatne obserwacje i osobiste wytyczne.
Niby uważamy na to co kupujemy oraz jemy. W sklepach z uwagą czytamy etykiety, staramy się kupować tylko te produkty, które nie zawierają tzw "chemii" lub mają dodaną jak najmniejszą ilość konserwantów (najlepiej naturalnych). Nie kupuje gotowych dań w proszku. Zupy i sosy przygotowuje sama. Likwiduje używanie kostek rosołowych, warzywnych, mięsnych w gotowanych daniach - zastępuje je naturalną wegetą. Nie kupuje gotowych frytek, hamburgerów czy pizzy - przygotowuje takie jedzenie sama w domu od wielkiego dzwonu.
Warzywa i owoce jeśli tylko mamy taką możliwość kupujemy bezpośrednio u rolników, resztę dokupujemy w sklepach. Chleb pieczemy sami.
Niby zdrowo, a jednak nie tak do końca. Nasza dieta jest mało urozmaicona (codziennie coś innego, ale dania powtarzają się tygodniowo). Najczęściej w pośpiechu przygotowuje te same posiłki, wykorzystując te same składniki. Zdrowo ale nudno.
Lista przewinień jest długa.
Posiadamy maszynę do pieczenia chleba, to jednak L. opanował pieczenie tylko 1 rodzaju chleba z mąki pszennej z dodatkiem mąki żytniej i otrębów. Chleb jest wypiekany w krótkim programie, więc często jest on ciężki, jakby zakalec. L. to nie przeszkadza i z uporem osła piecze dalej a następnie sam konsumuje. Ja oraz G. nie jesteśmy w stanie tego jeść. Dlatego pod nieobecność L. postanowiłam wypróbować swoich sił w pieczeniu chleba i znaleźć przepis na smaczny bochenek chleba np. pełnoziarnisty, orkiszowy, gryczany czy kukurydziany.
Wypiek chleba to numer jeden do delikatnego retuszu.
Punkt drugi to mięso. Niestety spożywamy go za dużo. Wędlina na kanapkach, wywar z mięsa do zupy, mięso jako dodatek do drugiego dania, parówki na sobotnie śniadanie.
Musimy ograniczyć mięso na rzecz ryb, których spożywamy zdecydowanie za mało. Plan znaleźć przepisy na świetnie przyrządzone ryby oraz rybne dodatki na kanapki.
Na tym niestety nie koniec. Uwielbiamy kuchnie tajską związku z czym spożywamy znaczną ilość białego ryżu, który wypadałoby zastąpić brązowym. Czy jednak sprawdzi się on w kuchni tajskiej - zobaczymy w przyszłości.
Podobnie powinniśmy postąpić z makaronami. Są one obecne na naszym stole dość często szczególnie, że G. uwielbia spaghetti. Mam dwa wyjścia z tej sytuacji: zamieniam makarony na pełnoziarniste, albo pilnuje czasu gotowania aby nie rozgotować.
Naszą piętą Achillesa są kasze. Spożywamy ich zdecydowanie za mało - raz na 2 tygodnie to totalna tragedia. Powód jest tylko jeden. Osobiście nie przepadam za kaszą, nie posiadam łatwych, szybkich i smacznych przepisów. Muszę jednak zmienić swoje podejście do kaszy gdyż chciałabym nauczyć nasze maluchy jeść kaszę. Najwyższa pora wprowadzić różnego rodzaju kasze do codziennego menu.
Ostatni punkt: słodycze. Mamy ich zdecydowanie za dużo w domu, co ułatwia sięganie po nie w każdej chwili. Słodycze w naszym domu nie są zakazane, jemy je według uznania, jednak wg pewnych reguł np. najpierw obiad potem deser. Dodatkowo prawie co weekend piekę ciasto. Nie lubię kupować gotowych ciastek czy ciast i zdecydowanie wolę upiec je sama.
Pora wrócić do starego zwyczaju: półmiska z owocami. Wcześniej przygotowywałam po obiedzie półmisek z najróżniejszymi owocami i warzywami, najczęściej sezonowymi (wtedy najtaniej). Taki półmisek był naszą kolacją.
Pisząc ten post nie kieruje się żadną dietą, są to jedynie prywatne obserwacje i osobiste wytyczne.
Komentarze
Prześlij komentarz